Klasyki kina, szczególnie te stare, ciężko się dzisiaj ogląda. Nie mają żadnych efektów specjalnych, akcja nie jest tak wartka jak w filmach, do których przywykliśmy. Mają za to coś, czego nie ma współczesne nam kino. Wzbudzają melancholię i tęsknotę – za prostym światem, w którym łatwo jest odróżnić dobro od zła, wszystko ma swój rytm. Wydaje się, że tak łatwo było wtedy żyć.
Upalny dzień, plac pośrodku włoskiego miasteczka, wokół którego stoją budynki z jasnego kamienia. Dzwonią kościelne dzwony, ktoś jedzie rozklekotanym rowerem. Sielankowy obraz małej miejscowości, do której chce się pojechać, żeby przy stoliku przed małą kawiarnią napić się kawy. Mnie zadziwia i nostalgicznie nastraja spokój i powolne tempo życia pokazane w obrazie Tornatore – tak odmienne od tego, w którym żyję. Historia małego Salvatore, chłopca który pokochał kino, jest motywem przewodnim filmu. Od wizyty w kinie wszystko się zaczyna – Toto spotyka tam Alfredo, starszego kinooperatora, z którym się zaprzyjaźnia. Ten prosty, ale mądry człowiek staje się dla chłopca mentorem, przyjacielem, osobą, która ukształtuje jego życie i widzenie świata. Także dzięki niemu, Salvatore jako dorosły człowiek odniesie w życiu sukces. W „Cinema paradiso” oglądamy dobre, proste życie – wszystko tam ma swój ład. Mężczyźni jadą na wojnę, kobiety oczekują na wiadomości. Ksiądz stanowi o tym, co moralne – każe wycinać sceny pocałunków z czarno-białych filmów! Ten obraz jest niezwykle rozczulający – gdy patrzy się na niego ze świadomością dzisiejszej absolutnej zmiany obyczajów. Rozrywką lokalnej społeczności jest kino, tytułowe Cinema Paradiso. Niesamowicie ogląda się ten film dzisiaj, gdy często nawet nie fatygujemy się do kina, bo to co chcemy zobaczyć dostępne jest w internecie. Tam, w miejscowości Giancaldo, każdy pokazany w tym małym kinie seans ogląda mnóstwo osób, ustawiają się kolejki, ludzie domagają się włączania im filmów. Niektórzy oglądają z zapartym tchem, inni przysypiają, a znamienna jest scena, gdy jeden z widzów wypowiada z pamięci dialogi z oglądanego filmu, ocierając przy tym łzy. To pokazuje, jak ważna była dla tych ludzi sztuka kinowa – dostarczała wzruszeń, radości, strachu. To zwykłe, codzienne życie nie było przecież lekkie – świat budził się do życia po II wojnie światowej, wiele rodzin straciło na niej bliskich, Europa powstawała z gruzów. Kino było odskocznią od rzeczywistości, namiastką innego świata: w Cinema Paradiso można było zobaczyć Charlie Chaplina, Brigitte Bardot, zapomnieć o rzeczywistości i marzyć.
Wszystko dzieje się w takt muzyki Ennio Morricone – to on jest odpowiedzialny za to, że obraz włoskiego reżysera tak chwyta za serce. Film w swej prostocie powoduje ogrom wzruszeń, przy czym zostawia też swobodę interpretacji: dla kogoś będzie to film o miłości do kina, o przyjaźni, dla kogoś będzie to obraz społeczeństwa włoskiego w latach 40. i 50. XX wieku. Nie spodziewałam się, że film z 1988 roku będzie wywoływał takie emocje. Zakończenie jest absolutnie zachwycające.
Po obejrzeniu, włączyłam sobie koncert Ennio Morricone z motywem przewodnim „Cinema Paradiso”. Genialny.
Uuuu dzięki za polecajkę! Chyba wjedzie w weekend.
Mimo, że to stary film to mnie mega wzruszył. Jeśli ktoś kocha kino to na pewno będzie poruszony 🙂