Jeśli o czymś NAPRAWDĘ marzysz, to zrezygnujesz z innych rzeczy

lis 16, 2021 | Życie

Jestem sceptykiem, jeśli chodzi o motywacyjne mowy i książki, które każą mi wierzyć, że myślenie przyciąga bogactwo. Nigdy nie miałam w ręku poradników o poczytnych tytułach typu: „Wstawaj godzinę wcześniej i zostań milionerem” (nie wiem, czy taki istnieje, ten wymyśliłam). Bliżej jest mi do myśli ora et labora, czyli módl się i pracuj, bo oznacza to dla mnie wiarę w to, że może mi się udać, jeśli będę na to pracować. I jeśli będę wierzyć. Wierzyć w siebie i w to, że jest dla mnie jakiś boski plan.

Taką samą relację miałam z marzeniami.

Trochę nie wierzyłam, trochę ich nie doceniałam. Wpisy na Instagramie o spełnianiu marzeń wydawały mi się zawsze wyjątkowo płytkie, bo co znaczy „możesz spełnić swoje marzenia, jeśli tylko chcesz”? Czyli chcę oblecieć świat i co – wychodzę w piątek z pracy i kupuję bilet? Marzę, żeby być tancerką – ale mam już 30 lat, to co mi z tego marzenia? Wychodziłam z założenia, że są w życiu pomniejsze sprawy, o których można marzyć – wyjazd na wakacje do ładnego kraju, jakaś rzecz do kupienia (chociaż ja nie marzę raczej o przedmiotach) albo szczęśliwa miłość. I ta ostatnia nie jest małym marzeniem, ale gdzieś tam mieszczącym mi się w kategoriach tęsknoty i wyobrażania sobie, jakby to było. Ostatnio u Pani Swojego Czasu na Instagramie widziałam, że spełniła marzenie – lot szybowcem.  No i to jest fajne, że ktoś jej kupił taki prezent i że była tą przygoda zachwycona. Tylko, czy to jest marzenie czy raczej takie – chciałabym spróbować/byłoby extra/jak nie będę miała co zrobić z kasą, to wydam na to?

Ale któregoś dnia, w mało zresztą nostalgicznej scenerii, bo podczas wkładania naczyń do zmywarki, naszła mnie taka myśl, że chciałabym móc nazywać się pisarką. A nazywać się, znaczy dla mnie być nią. Pisać. Pisać wartościowe rzeczy. Tylko, że nie da się zostawić wszystkiego i stać się pisarką, bo trzeba za coś żyć, a gwarancji zarobku pisarz nie ma nigdy (chyba, że podpisze umowę z wydawnictwem, ale to też nie zawsze jest gwarancja, że się będzie miało na życie). Z drugiej strony, nie zostawiając wszystkiego ciężko jest otworzyć się na proces twórczy – pewnie wielu autorów by się ze mną nie zgodziło, ale ja pracując w dużej firmie, mając jakieś tam stanowisko, nie potrafiłam oczyścić swojej głowy na tyle, żeby w spokoju pisać. I któregoś razu zrezygnowałam. Z pracy. Bo z pisania rezygnowałam wielokrotnie, zaczynając coś tworzyć i porzucając to. Częściej rezygnowałam niż zapisywałam strony, a to dlatego, że wiele rezygnacji odbyło się w mojej głowie, jeszcze przed otworzeniem komputera. Po przeprowadzce okazało się, że mogę coś tam pisać, ale to będzie wiązało się z pewnymi wyrzeczeniami. To moje marzenie o pisarstwie spowodowało, że nie mam co miesiąc napływu ładnej sumki na konto. Nie mam bezpieczeństwa napływu jakiejkolwiek, chociaż oczywiście robię trochę rzeczy, za które ktoś mi płaci. I nie żyję sama, więc nie grozi mi jakieś ubóstwo. Ale stojąc przy tej zmywarce dotarło do mnie, że nie kupiłam ostatnio żadnego nowego ubrania, nowych butów czy innych rzeczy. I oczywiście to nie jest dramat nic sobie nie kupić przez dłuższy czas – chodzi raczej o to, że ja kiedyś raz w tygodniu zamawiałam ubrania, kilka razy w tygodniu chodziłam na drinki i jadłam w mieście. I bałam się tego, że jak się przeprowadzę to właśnie to będzie mnie uwierać – ta moja wcześniejsza, wygodna, materialna codzienność. Okazało się, że to moje marzenie (wieloletnie zresztą) tak głośno się domaga realizacji, że z rzeczy kiedyś kluczowych rezygnuję bez żalu. I to jest dla mnie istotą marzeń.

P.S. Podliczyłam (to znaczy omiotłam wzrokiem w końcu zamontowaną garderobę), że ubrań wystarczy mi na przynajmniej 2 lata rozmaitych uroczystości, imprez i świąt. Nigdy nie założone cekiny dyndają w szafie z metkami (że niby szafa tak nowa, że jeszcze ma metki he he) – to relikt niegdysiejszej fascynacji „Seksem w wielkim mieście” (który kocham nadal miłością ślepą) i jeszcze bardziej niegdysiejszej chęci zostania warszawską Carrie Bradshaw. Aczkolwiek, jak się nad tym dłużej zastanowię – w postaci Carrie bardziej niż sukienka z gazety i tiulowa spódniczka fascynowało mnie jej pisarstwo. Nie jakość czy treść tego, co tworzyła, ale własna kolumna w magazynie i ten niczym nie skrępowany los freelancera – artysty, który zasiada przed komputerem i wciąż kasuje to pierwsze zdanie.

22 komentarze

  1. Aga

    Powiem po prostu – trzymam kciuki. Za realizację marzeń, za Mazury i za postawienie wszystkiego na jedną kartę. Przyznam, że z niedowierzaniem patrzyłam na Twoją przeprowadzkę z Warszawy i kompletną zmianę jaka w Tobie zaszła, ale pisz, rób tak dalej – będzie pięknie 🙂

    Odpowiedz
    • Malwina

      Aga, dziękuję. Nawet nie wiesz, ile stresu z tym wszystkim, ale czasem trzeba zaryzykować. A takie słowa dodają skrzydeł!

      Odpowiedz
    • Paulina Masłowska

      Jesteśmy mieszkankami tego samego miasta – Olecka ale ja podobnie jak Ty – wyprowadziłam się z mężem i dziećmi z Mazur (Ełku) na Podlasie 🙂 do domku po moich dziadkach. Za oknem pasą się krowy, widać wieżyczkę wiejskiego kościoła i mamy nareszcie cudownych sąsiadów 🙂 I podobnie jak Ty – rzuciłam ciepłą posadkę ze stałą pensją na rzecz pisania, które kocham. Jednak monetyzuję to w postaci pisania biznesplanów 🙂 Każda inwestycja mojego klienta jest dla mnie jak opowieść o zarabianiu ❤️ I podobnie jak Ty – kocham Carrie! (przebieram nogami na dzisiejszy And just like that 😍 na HBO!). Jeżeli pozwolisz rozgoszczę się na Twoim blogu i pięknym Instagramie 😊

      Odpowiedz
      • Malwina

        Ale miło!!! Jaką masz świetną historię… warto było zaryzykować, prawda? To już wiem do kogo się zgłoszę, otwierając biznes 😀 A dom po dziadkach, brzmi jak marzenie… W takim razie zapraszam i tu na bloga, i na Instagram, będzie mi przemiło! 🙂 <3

        Odpowiedz
        • Paulina Masłowska

          Cieszę się 🙂 i zapraszam serdecznie do Progressio Podlasie (póki co via Facebook tylko). Czasy się zmieniają, miejski pęd przestaje być czymś czego potrzebują ludzie. Spotykamy się tylko z opiniami, że każdy mówi jak bardzo zazdrości nam tego wyboru i odwagi, wolności w podejmowaniu decyzjj. Jednak takie kroki nie są łatwe ale gdy grają w duszy jak echo to nie ma innego wyjścia 😊 Pozdrawiam Cię ciepło 🌅

          Odpowiedz
  2. Luke

    Super tekst, bardzo chętnie wejdę w Twój świat przemyśleń i wszystkiego co z tym związane. 👊🏻

    Odpowiedz
    • Malwina

      Dziękuję, to bardzo dla mnie ważne 🙂

      Odpowiedz
    • Ann

      Przeczytałam i poczułam się tak, jakbyś przysiadła w mojej głowie. Może nie wpisze się to idealnie w temat… Ale dziś na dobranoc opowiadałam małemu, jak wyglądał dzień wykopków, kiedy jeszcze, mój tata, a jego dziadek miał swoje gospodarstwo. I uśmiechałam się na myśl o tym, że jakież to było wtedy nie po mojej myśli, że ja musze w to pole iść! Drama! A wiele lat później, pracując już w korporacji, w dniach, w których każdy był jednym wielkim pędem, wielekrotnie powtórzyłam „a co mi k… przeszkadzało w tych wykopkach” 🙂 Tęsknie do wolnej głowy. Takiej właśnie, jaką miałam przy tych wykopkach 🙂 Rzecz jasna, ten pęd był dla mnie przez jakiś czas najfajniejszą i najbardziej ekscytującą rzeczą w życiu. Ale! Do czego zmierzam 🙂 Wielkim szczęściem jest móc posmakować i wybrać. Wieeeeelkim szczęściem. Podziwiam i kibicuje, bo pasja i miłość do siebie samego (bo czym innym jest taka decyzja) zawsze sie obroni.

      Odpowiedz
      • Malwina

        Haha, „co mi k… przeszkadzało w tych wykopkach” świetne! I o to chodzi, ja też nie chciałam wracać do mojego miasta, bo mi się wydawało, że to jakiś rodzaj porażki, że wielkie miasto ma to coś! A okazało się, że nie ma znaczenia gdzie się mieszka, bo najważniejsze to mieć spokój w sercu i w głowie – jedni w stolicy, inni na wsi go osiągną.

        Odpowiedz
  3. Marssi

    Chyba najwyższy czas przyznać, że mamy mentalność małomiasteczkowca (w dobrym tego słowa znaczeniu). Jakiś czas tez mieszkałam w Warszawie i towarzyszyły mi podobne odczucia przy przeprowadzce . Mimo, że nie zostawiałam za sobą tak wiele. Jak teraz o tym myślę, to chyba najbardziej bałam się tej ciszy, pewnego rodzaju „zacofania” małych miast. Po jakimś czasie musiałam służbowo wyjechać do Warszawy i wtedy utwierdziłam się w przekonaniu, że to była najlepsza decyzja. Bardzo mnie wtedy przytłoczyło to miasto. Nawet dzisiaj, jadąc do pracy 5 minut. pomyślałam z współczuciem o tych, którzy muszą jechać znacznie dłużej. Niestety, prawda jest taka, że szczęście, za którym wszyscy gonimy, tkwi w prostocie, a współczesny świat usilnie wmawia nam, że jest inaczej. Nieustannie trzymam kciuki 😘

    Odpowiedz
  4. Malwina

    Tak, małe miasteczko, spokój, pośpiech wolniejszy niż ten wielkomiejski… i masz racje, ja też chyba się obawiałam tego, że wrócę do jakiegoś zacofanego miejsca albo że ktoś powie „o, ta wróciła, chyba jej się w stolicy nie udało”… A szczęście tkwi w prostocie, to prawda. Zgadzam się w 100%.

    Odpowiedz
  5. Majkel

    Trzymam kciuki za realizację wszystkich marzeń oraz,, fajnie
    bylobyspróbować”! 🙂
    Of kors, że bede tu wpadać.

    Odpowiedz
    • Malwina

      Michał, kochany! Będzie mi bardziej niż miło Cię tu gościć ❤️

      Odpowiedz
  6. Adrianna.z

    Malwi! Jak to się super czyta ! oczami wyobraźni widzę Cie mówiącą to wszystko! Z ciętym żartem i szczerym uśmiechem! Meeega ❤️ Będę wracać! Powodzenia

    Odpowiedz
    • Malwina

      Adulka!! No pewnie, wracaj jak tylko będziesz miała czas i ochotę.
      A ja Tobie jeszcze raz życzę powodzenia z Waszym pięknym biznesem!!

      Odpowiedz
  7. Ala

    Przeczytałam jednym tchem. Bardzo lekka, ale przemyślana i zaciekawiająca narracja. Będę tu zaglądać na pewno a Tobie/Wam życzę realizacja planów, nie marzeń.

    Odpowiedz
    • Malwina

      Ala, bardzo Ci dziękuję, że zajrzałaś 🙂 jeśli Wasze plany wciąż się gdzieś w okolicy przeprowadzki na wieś kręcą, to trzymam mega kciuki. A jeśli nie, to też trzymam i ściskam!

      Odpowiedz
  8. Kasia

    Miło się czyta czekam na więcej 🙂

    Odpowiedz
  9. Joanna

    Cześć Malwina, cóż…niełatwo zrezygnować ze swojego dotychczasowego życia…ale o priorytetach to „my” juz duzo wiemy;) spełniaj marzenia i do zobaczenia!!!

    Odpowiedz
    • Malwina

      Niełatwo się odważyć, ale jakoś mi teraz lżej 🙂 dzięki Asia, ja Tobie też życzę wszystkiego dobrego!

      Odpowiedz
  10. ana

    Super! Powodzenia!

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O MNIE

Po 13 latach życia w Warszawie przeprowadziłam się na Mazury. Zostawiłam pracę w dużej, modowej firmie, żeby zająć się pisaniem. Odnajduję swój rytm na mazurskiej wsi. Wciąż kocham modę, ale bliżej jest mi już do rzeczy vintage.
Czytam, oglądam, wciąż szukam inspiracji. Studiuję dziennikarstwo. Tworzę teksty jako copywriter i content creator.
Marzę o własnej agroturystyce i jak tylko skończę wykańczać własny dom, to się za to zabiorę. Za jakiś czas Was tam zaproszę!

NAJNOWSZE POSTY

ARCHIWUM

KONTAKT